Stan wojenny w Polsce w latach 1981–1983 został wprowadzony 40 lat temu, 13 grudnia 1981 roku na terenie całej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, niezgodnie z Konstytucją PRL (czyli jak zwykle). Oto garść wspomnień o nadajnikach, nie tylko krótkofalarskich, z tego okresu.
Moje wspomnienie z 13 grudnia jest takie, że sprzęt należało zdeponować we wskazanym urzędzie pocztowym. Gdy się tam pojawiłem, okazało się że pocztowcy mają wyjątkowo przychylny stosunek do nas, krótkofalowców. Wystarczyło oddać kilka lamp, jakiś klucz CW i wypisywali kwit na „różne nadawcze części radiowe”, a jak się przyniosło pustą obudowę, pisali „nadajnik amatorski”. To wystarczało, żeby się bezpieka nie czepiała. Jeśli ktoś nawet tego nie zrobił, dostawał wezwanie do oddania sprzętu. Potem wszyscy krótkofalowcy, razem z całym PZK zostali zapisani do PRON. Zastanawiałem się czy nie oddać licencji, ale gdy zorientowałem się, ze wszyscy zrzeszeni sportowcy i członkowie wielu innych organizacji też „spontanicznie” zostali zapisani do PRON to odpuściłem.
Andrzej SP5BTN
Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego (PRON) – fasadowa organizacja polityczna (początkowo pod nazwą Obywatelskie Komitety Ocalenia Narodowego) utworzona w PRL w 1982 roku w okresie stanu wojennego (1981–1983) przez PZPR i podporządkowane jej stronnictwa polityczne (ZSL i SD) oraz popierające władze PRL koncesjonowane organizacje chrześcijańskie (Pax, ChSS, PZKS) w celu propagandowego wykazania powszechnego poparcia społeczeństwa dla władz PRL, a w szczególności dla wprowadzenia stanu wojennego w PRL. PRON zastąpił Front Jedności Narodu (FJN).
Edek SP5ELW (na podstawie Wikipedii)
Do nas do klubu przyjechali panowanie z Milicji Obywatelskiej. Wtedy jeszcze nie mieliśmy licencji klubowej (znak SP5ZCC dostaliśmy później), ale doskonale wiedzieli, że na terenie Zespołu Szkół w Sulejówku zaczął działać klub łączności. Zabrali do depozytu to, co mieliśmy (bodajże RBM-1). Mam skan pokwitowania. Kiedy już oddawali krótkofalowcom urządzenia, trafił do nas pięcio-pasmowy nadajnik homemade. Mieli bałagan w dokumentacji i dostaliśmy czyjeś urządzenie, bo chcieli się pozbyć „balastu”. Przez wiele lat nie mogliśmy ustalić właściciela.
Dopiero po wielu latach, już w czasach Internetu, kiedy mieliśmy klubową stronę WWW, odezwał się do nas Jurek Szymankiewicz z Kanady. Okazało się, że mniej więcej do Stanu Wojennego mieszkał w Sulejówku i dość aktywnie pracował na pasmach. Miał znak SP5EKE (ten znak teraz jest ponownie wydany innej osobie). W Kanadzie nie miał licencji. Później jeszcze okazało się, że moi rodzice i jego rodzice byli bezpośrednimi sąsiadami przez wiele lat. Moi rodzice przeprowadzili się do Sulejówka z małej wioski na Podlasiu na początku lat 60. Przez wiele lat byli bezpośrednimi sąsiadami państwa Szymankiewiczów – na pewno w okresie, kiedy SP5EKE był aktywny na pasmach. Co więcej, mój starszy brat chodził razem z Jurkiem SP5EKE do szkoły i grali razem w piłkę. Dowiedziałem się o tym wszystkim dość późno – choć moja rodzina od wielu lat wiedziała, że zajmuję się krótkofalarstwem, dopiero przy jakiejś rozmowie mój brat skojarzył, że rzeczywiście Jurek Szymankiewicz zajmował się krótkofalarstwem i miał wokół domu rozwieszonych wiele drutów itd. Taka historia…
Tomek SP5UAF
Otóż wybierałem się 12 grudnia jako forpoczta rodziny na emigrację do Szwecji (tam mieszkał ojciec mojej XYL). Paszport w garści, trochę $, i do pociągu. Koło godz. 4 rano ktoś włączył radio, a tam leci Jaruzelski. Takiego lamentu nie słyszałem nigdy.
Całe rodziny jechały na przysięgę swoich młodych marynarzy. Po dotarciu do Świnoujścia udałem się na stację promu do Szwecji. Tam to dopiero się działo. Ludzie posprzedawali swoje domy i mieszkania i chcieli do Szwecji, a tu niet.
Oczywiście ja już nie chciałem do Szwecji tylko do Warszawy i natychmiast udałem się na stację kolejową. Ostatecznie prom odszedł do Szwecji (był nawet taki film “Ostatni Prom”). Mi udało się dojechać do Szczecina i tam złapałem expres do Warszawy. Szczecin cały w gach i wozach pancernych. W końcu w Warszawie byłem o pierwszej w nocy i udałem się na piechotę (zimno jak cholera i żadnej komunikacji) do ŚP. Teściowej, która mieszkała na ul. Długiej. Przy Ogrodzie Saskim dopadło mnie wojsko, po pokazaniu paszportu, dalej żądali dowodu, tłumaczenie zajęło trochę czasu, ale w końcu odpuścili. Z Długiej do Falenicy dojechaliśmy na oparach paliwa Maluchem następnego dnia koło południa. Dobrze, że rogatki były jeszcze wolne. Takiej radości w oczach Kasi (XYL) dawno nie widziałem. Była przerażona jak zamiast teleranka zobaczyła “Pana w okularach” – dzieci też (jeden 3 lata, drugi 1mc.), myślała, że już mnie nie zobaczy. Oczywiście MO już było wcześniej, szukali mnie, przyczepili się do znaczka Solidarności i zostawili wezwanie na komisariat. Następnego dnia im zaniosłem HM transiver i PA (tego PA to mi szkoda- 1,5 kW i piękna lampa) i zapomniałem o krótkofalarstwie do 2002 roku. Dobrze, że nie dali mojego znaku komuś innemu (tak się zdarzało). Teraz to już inne życie, mamy prawie tak jak w Szwecji, a może i lepiej, bo bez LGBT+
Edek SP5ELW
W prawdzie nie robiłem nadajników, ale razem z kolegą, też krótkofalowcem bardzo mało aktywnym, znaleźliśmy metodę podsłuchiwania milicji. Włączało się telewizor na II program z wyciszoną fonią. Na telewizor stawiało się dowolne tranzystorowe radio z UKF i w okolicy 70 MHz kręcąc gałką można było złapać częstotliwość milicji (pole z głowicy telewizora mieszało się na wejściu radia). Karteczki z opisem tej metody rozrzucaliśmy na klatkach schodowych, pisane na bardzo starej maszynie do pisania przez kalkę. Sprawdziło się bardzo dobrze, na przykład podczas pogrzebu ks. Popiełuszki. A ile osób to używało, nie mam pojęcia.
Wojtek SP5DPD
U mnie osobiście nie było jakichś wielkich wydarzeń poza tym, że jakiś graty trzeba było samemu oddać do wskazanego magazynu pocztowego. Zaniosłem wrak radiotelefonu TON i przerobiony radiotelefon UKF-FM serii 3001, wyposażony niestety w całkiem nową syntezę własnej konstrukcji. Zresztą, odebrałem wszystko po kilku latach w nienaruszonym stanie, więc nie bardzo jest o czym pisać.
Ale byli inni koledzy, zaangażowani w działalność podziemną. W końcu działało Radio Solidarność i prowadzono nasłuchy radiotelefonów milicyjnych. Na ten temat można było napisać niezły kryminał… i tak (po przejrzeniu internetowych wspomnień):
Pomysł stworzenia solidarnościowego radia powstał jeszcze w okresie legalnej działalności Związku „Solidarność”. W połowie 1981 r. konstruowanie nadajników UKF rozpoczął inżynier Ryszard Kołyszko, który niestety już listopadzie 1982 został oskarżony przez władze o to, że „od kwietnia 1982 r. do listopada 1982 r. w Warszawie bez wymaganego zezwolenia skonstruował a następnie posiadał co najmniej 3 radiowe aparaty nadawcze.” Po latach, 1 lipca 2011r, Ryszard Kołyszko, za wybitne zasługi na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Pod koniec grudnia 1981 gotowy był już pierwszy nadajnik Ryszarda Kołyszko „Komar”, który wykorzystano do stworzenia Radia Solidarność. Nadajnik miał moc 20 watów, był wielkości radia tranzystorowego. Można było do niego przyłączyć magnetofon z nagraną kasetą i antenę umieszczoną na kilkumetrowej wędce.
12 kwietnia 1982 r., w drugi dzień Świąt Wielkanocnych, o godz. 21.00 na fali UKF 70,1 MHz została wyemitowana pierwsza audycja Radia Solidarność z dachu stołecznej kamienicy przy ul. Grójeckiej 19/25. Poprzedziło ją rozrzucenie ulotek informujących o czasie i paśmie nadawania. Audycja trwała tylko kilka minut i jej treścią były m.in. komunikaty o więźniach z politycznych. Janusz Klekowski był pierwszym spikerem Radia Solidarność i relacjonował to wydarzenie po latach:
„Na dachu Marek Rasiński trzymał antenę, ja sprawdzałem odbiór kilka metrów dalej na małym radiu. Audycja zawierała prośbę o potwierdzenie odbioru przez miganie światłem w mieszkaniu. Nagle zobaczyliśmy że niemal cała Warszawa w zasięgu naszego wzroku migocze od zapalanych i gaszonych świateł. To był najpiękniejszy moment mojego życia, czułem euforię patrząc na te światła”.
Janusz Klekowski był także wykonawcą granego na flecie sygnału rozpoznawczego radia – melodii „Siekiera, motyka” – piosenki popularnej na ulicach Warszawy w czasie okupacji niemieckiej podczas II wojny światowej.
Było wiele kolejnych konstruktorów i kolejnych wersji podziemnych nadajników stanu wojennego. Zaczęła się wręcz „seryjna” produkcją sprzętu. Kierowana przez Janusza Radziejowskiego konspiracyjna komórka wykonała około sto nadajników różnych generacji („Gienia”, „Gordon”, „Berta” oraz „Bolek i Lolek”, inaczej „BiL”) o mocy od 2 do nawet 200 Wat, a w związku z tym o zróżnicowanym zasięgu. Nadajnik „Bolek i Lolek”, wykorzystywany od 1984 r., umożliwiał podziemnym radiowcom wejście z napisami na wizję TVP. Konstrukcje tworzyli między innymi pracownicy Wydziału Elektroniki Politechniki Warszawskiej. Oryginalne egzemplarze nadajników Radia Solidarność są obecnie w zbiorach (niestety aktualnie zamkniętego) Muzeum Techniki w Warszawie.
Andrzej SP5DDF
13 grudnia 1981 rano (mieszkałem wtedy na ul. Joliot-Curie u moich rodziców z żona i 2-letnią córeczką) do naszego pokoiku wparowała moja mama z dramatycznym tekstem: „No i co narobiliście?!?”. Okazało się, że nie chodziło o spalony garnek czy zalane mieszkanie – ale o stan wojenny…
Po przeczytaniu obwieszczenia naklejonego w każdym możliwym miejscu grożącym (prawie) karą śmierci za posiadanie urządzenia nadawczego zaniosłem swój „transceiver” FM302 lub 305 do urzędu telekomunikacyjnego na ul. Odyńca. Kazali postawić go w jakiejś piwnicy, i w roku 1983 z tego samego miejsca go odebrałem w stanie nie wskazującym na użycie.
W mrocznych miesiącach stanu wojennego najpierw prowadziłem działalność opozycyjna polegającą na noszeniu opornika wpiętego w klapę. Potem podrzucałem na parapetach okien Wydziału Elektroniki PW (gdzie pracowałem) nielegalną bibułę, którą dostawałem od Grażyny K. – po przeczytaniu nie była mi potrzebna.
Pewnego dnia do mojego pokoju na PW wparował mój młodszy kolega Piotr O. – dawniej był harcerzem w Czarnej Jedynce w liceum Reytana, i wtedy przewinął się przez klub SP5KOH. Konspiracyjnym szeptem zaproponował mi, abym opracował konwerter umożliwiający podsłuchiwanie kanałów milicyjnych z zakresu ok. 100 MHz na standardowych radiach FM 70 MHz. Nie odmówiłem. Zrobiłem prototyp. Dokumentację (aby zmylić SB…) przepisał swoim pismem Krzysztof SP5GNG – był poza podejrzeniem jako ekonomista, a nie elektronik. Prototyp wraz z opisem odebrał w konspiracyjny sposób Jurek S. (też znany mi z Czarnej Jedynki). Mam nadzieję, że moja robota nie poszła na marne…
Mirek SP5GNI
Podzielcie się z nami swoimi wspomnieniami…
Skomentuj