Ham story – wspomnienia Tomka SP5UAF

Świat wokół nas zmienia się w ogromnym tempie. Pomysły, które kiedyś stanowiły treść powieści z gatunku fantastyki naukowej albo osnowę filmów science-fiction, stają się na naszych oczach rzeczywistością. Czy to dobrze, to pokaże przyszłość…

Krótkofalarstwo także zmienia się i rozwija. Nowoczesne transceivery, wykorzystujące zdobycze technologii SDR i DSP, to w dużym stopniu wyspecjalizowane komputery. W każdą dziedzinę życia, także w nasze hobby wkroczył także Internet. Nie chodzi tylko o dostęp do informacji i wymianę wiedzy, ale także elektroniczne systemy potwierdzania łączności, dzienniki stacji dostępne on-line, systemy pozwalające na szybkie uzyskanie dyplomów, technologię DMR i wiele, wiele innych aspektów.

Ja sam wychowałem się na krótkofalarstwie bardziej „tradycyjnym” – jeśli można użyć tego słowa (lepszego nie znajduję). W moim macierzystym klubie, SP5ZCC, przez wiele lat wykorzystywaliśmy jednopasmowy transceiver homemade. Przez wiele lat nie mieliśmy dostępu do jakichkolwiek węzłów DX Cluster, a nasz dostęp do jakichkolwiek informacji był mocno ograniczony. Co prawda siedziba klubu, Sulejówek, to miasto położone blisko Warszawy, ale pod koniec lat 80. i na początku 90. to jednak to była różnica. Nasze lokalne krótkofalarskie życie toczyło się dość niezależnie od nurtu warszawskiego. W efekcie brakowało nam bieżących informacji albo docierały do nas z dużym opóźnieniem.

Przypomniałem sobie o tym wszystkim i zdecydowałem się na spisanie kilku wspomnień dzięki „odkryciu”, jakiego dokonałem, porządkując ostatnio stare książki. To odkrycie dotyczy dyplomów krótkofalarskich i podziału świata na podmioty DXCC.

Kiedy zaczynałem przygodę z krótkofalarstwem (rok 1980), szybko zostałem wprowadzony w tematykę „kraju” w krótkofalarskim rozumieniu. Naszą edukacją w klubie zajmowali się Bogusław SP5HGR i Józek SP5MBQ, którzy byli jednymi z nielicznych krótkofalowców, mieszkających na terenie Sulejówka. Oczywiście nieocenioną pomocą, radiową biblią, było „ABC krótkofalowca” – książka napisana przez Krzysztofa Słomczyńskiego SP5HS.

Jednak w latach 80. nie było dostępu do Internetu i nie istniały narzędzia takie, jak „DX Atlas” – program, w którym można szybko sprawdzić szczegółowe dane każdego podmiotu DXCC, wykreślić „greyline” itd. Być może polska DXowa czołówka korzystała w tamtym czasie z papierowych publikacji ARRL, sprowadzanych (zapewne pół-legalnie) z USA. W SP5ZCC nie mieliśmy dostępu do takich materiałów. Mam tutaj na myśli lata tuż przed stanem wojennym oraz pierwsze lata po jego zniesieniu.

W tamtym czasie, jeśli już byłem w stolicy, często odwiedzałem księgarnie, gdzie spędzałem zwykle dużo czasu. Nie zawsze były pieniądze na zakup książek, ale na miejscu, w księgarniach też można było poczytać. Przy okazji jednej z takich księgarskich wypraw znalazłem publikację, która później przez wiele lat służyła mi jako krótkofalarski atlas. „Malyj atlas mira” znalazłem bodajże w księgarni „Uniwersus” na ulicy Gagarina w Warszawie.

Małyj atłas mira, czyli Mały atlas świata. Strona tytułowa.

Swoją drogą, księgarnia „Uniwersus” była otwierana z wielką pompą i w tamtym czasie reklamowana jako jedna z największych w Europie. Mieściła się na kilku piętrach budynku. Dzisiaj co prawda budynek cały czas funkcjonuje, ale po księgarni nie ma tam już żadnego śladu. Jednak sama księgarnia „Uniwersus” zasłużyła nawet na dość obszerną wzmiankę w polskiej Wikipedii https://pl.wikipedia.org/wiki/Uniwersus.

„Malyj atlas mira” stał się dla mnie podstawą do opracowania własnego, krótkofalarskiego atlasu. Przede wszystkim na mapy poszczególnych krajów albo obszarów geograficznych naniosłem flamastrem prefiksy. Podobne czynności dotyczyły np. rosyjskich obłasti. Można je było zidentyfikować (nie wiem jak jest dzisiaj) po cyfrze okręgu i pierwszej literze sufiksu stacji.

 

 

 

 

 

 

Powyżej mapy z naniesionymi prefiksami krajów/regionów (ślad flamastra już nieco wypłowiał)

Później zacząłem wklejać do atlasu mapki wycięte bodajże z „Biuletynów PZK”.

Strona atlasu w wklejoną krótkofalarską mapką Antarktydy

 

 

 

 

 

 

 

Krótkofalarska „rozpiska” Japonii

Ostanie strony atlasu zawierały pełną listę rosyjskich obłasti – dopisałem tam numery używane w krótkofalarstwie oraz inne informacje.

Lista obłasti uzupełniona o numery oraz dodatkowa tabela ułatwiająca identyfikację obłasti po znaku.

Na końcu atlasu dokleiłem kartki z listą ówczesnych podmiotów DXCC oraz kratkami do zaznaczania co mam zrobione i co potwierdzone. Wszystko z podziałem na CW i SSB oraz także z podziałem na SWL i QSO. W tamtym czasie wciąż prowadziłem nasłuchy: używałem swojego nasłuchowego znaku SP0-283-WA i wysłałem karty QSL za nasłuchy. Równolegle, po zdaniu egzaminu i uzyskaniu licencji, zacząłem pracować na pasmach i polować na podmioty DXCC jako SP5UAF.

Tabelka z podmiotami DXCC do zaznaczania zrobionych (zakreślone) i potwierdzonych (zakreślone i pokolorowane)

Samo opracowanie takiego atlasu, jak pamiętam, było doskonałą okazją do podciągnięcia się z geografii, która jako przedmiot nigdy nie była moją pasją. Pomagała znajomość języka rosyjskiego, który w tamtym okresie był obowiązkowym przedmiotem w szkole podstawowej i średniej.

Dzisiaj patrząc na mój krótkofalarski atlas, widzę ogrom zmian, które nastąpiły na świecie i w krótkofalarstwie. Miałem szczęście, że od początku mojej krótkofalarskiej działalności pod znakiem nasłuchowym a później już nadając jako SP5UAF, praktycznie nie miałem przerwy w aktywności na pasmach. Wszystkie zmiany więc dość łagodnie przeszedłem, przyswoiłem i nie doznałem nigdy „poznawczego szoku”. Jednak takie znalezisko, jak mój dostosowany do potrzeb radiowych „Malyj atlas mira” skłaniają do chwili zamyślenia i spojrzenia z perspektywy czasu na to, co się zmieniło i co nadal się zmienia.

Książkowa postać atlasu ma jeszcze jedną zaletę…

Generalnie w domu posiadam dość dużo książek. Może nie jest to ilość ogromna, ale zbiór nie jest najmniejszy. Książki były kupowane do czytania, nie do tego, aby ładnie wyglądały na półce. Nie każdą udało mi się przebrnąć, ale na pewno próbowałem. W moim wypadku książki zawsze były miejscem, w którym umieszczałem – jako zakładki – np. otrzymane pocztówki, jakieś kartki z odręcznymi zapiskami itp. Teraz po wielu latach te kiedyś mało znaczące artefakty przywołują wspomnienia o wydarzeniach i ludziach. Przeglądając stare książki co jakiś czas natrafiam na takie skrawki mojej historii.

Kiedy odnalazłem „Malyj atlas mira” w środku, pomiędzy kartami znalazłem kilka kart QSL, których nie wysłałem. Przy okazji przypomniałem sobie, jak wyglądały jedne z moich pierwszych kart QSL. Były to karty tzw. „ślepe”, bez znaku, które można było kupić w Warszawskim Oddziale PZK. Na takiej karcie przystawiało się stempel ze swoim znakiem. Oczywiście stempel trzeba było sobie wcześniej zamówić. O ile pamiętam, kiedy kupowałem te karty QSL, Warszawski Oddział PZK mieścił się na ulicy Solec w Warszawie. Stara historia…

 

 

 

 

 

Powyżej jedne z moich pierwszych kart QSL. Nigdy nie zostały wysłane. Może wtedy nie wiedziałem, jak wysłać direct. TRX TS-140 wypisany na karcie QSL, należał do Marka SP5HEJ.

Pomiędzy ostatnimi stronami atlasu znalazłem ręcznie zapisane kartki z notatkami o urządzeniach, co do których nosiłem się z zamiarami zakupu. Jest tam np. notatka o urządzeniach FT7B i TS120-S, które oferował do sprzedaży Jurek SP3FFN oraz o transceiverze homemade oferowanym przez Ryszarda SP7EOE. Notatka zawiera pocztowe adresy wymienionych kolegów oraz numery telefonów domowych (komórkowe wtedy nie istniały).

Kolejna kartka to list od Mirka SP7RFB, z którym w tamtym czasie korespondowałem (listownie, tradycyjną pocztą) na temat transceivera TS-510, który miałem zamiar od niego kupić. To wydarzenie zupełnie zatarło się w mojej pamięci i dopiero „Malyj atlas mira” oraz umieszczone pomiędzy jego stronami kartki odświeżyły moją pamięć.

Przytaczam poniżej w całości list otrzymany od Mirka SP7RFB, bo to rzecz cenna zarówno ze względu na pewne historyczne informacje, o tym jak w tamtym czasie (rok 1992) wyglądał nasz świat (np. ceny). List od Mirka SP7RFB to także dowód wielkiej serdeczności kolegi krótkofalowca – po prostu przejaw HAM Spiritu w najczystszej postaci.

Jeśli ten słowa przypadkiem przeczyta Mirek SP7RFB albo wspomniany w przytoczonym liście Robert SP7SQM: serdecznie was, Koledzy pozdrawiam.

A teraz już czas na sam list…

Białaczów, 92.02.03

DROGI TOMKU!

Bardzo szybko bym mógł jeszcze wysłać szybko do Ciebie informację.

Otóż nieco wcześniej TS510 zawiozłem do Radomia z powodu czynników niesprzyjających mnie. Jest u Roberta SP7SQM zapewne go znasz. Jutro jadę do Radomia w sprawie sprzedaży tego TS. Dzwoniłem do niego by się wstrzymał ze sprzedażą do środy, by każdemu dać jednakową szansę, ponieważ trochę ofert otrzymałem osobiście jak również przez Roberta. Uczynię rozsądnie jak sprzedam najbardziej potrzebującemu.

Na korespondencję już nie ma czasu, ale skoro otrzymasz ode mnie tę wiadomość spróbuj zadzwonić do Roberta tel. 412-05 oraz praca 255-31, w pracy najlepiej o siódmej lub do mnie też w Radomiu tel. 252-24. Jednak nie wcześniej jak jutro po południu. Jeśli mnie nie będzie pod tym telefonem to znaczy że będę u Roberta.

Jednak musisz się Tomku liczyć z tym że Robert sam mógł już podjąć decyzję o sprzedaży

Serdecznie pozdrawiam 73

Mirek SP7RFB

 Aha! Cena którą wystawiłem czyli wywoławcza 4,5 mln. zł. W przypadku gdybym nie sprzedał tego TS-a to powiadomię Ciebie.

Ileż historii w tym liście! Nie tylko osobistej.

List od Mirka SP7RFB

Ja sam wykorzystuję nowoczesne technologie, z poczty elektronicznej i generalnie Internetu korzystam od bardzo dawna. Wykorzystuję wiele programów komputerowych, wspomagających pracę na pasmach. Poza tym posiadam też czytnik Kindle i obecnie staram się raczej kupować książki w postaci elektronicznej, a nie papierowej, ale… Ale to wszystko ma swoją cenę.

Wiele zyskujemy, ale też coś tracimy. Trudno raczej sądzić, że za kilkanaście lat „przypadkiem” natrafię na jakiś elektroniczny plik, który wywoła we mnie tyle wspomnień. Trudno sądzić, że trafię na jakiś stary email, który wywoła tyle emocji (o ile stare emaile w ogóle gdzieś będę przechowywał).

Nie tęsknię do tzw. starych czasów. Nie mam zapędów do twierdzenia, że kiedyś to było lepiej. Pamiętam jak po wprowadzeniu stanu wojennego skonfiskowano z klubu sprzęt łączności: RBM-1 i R-109 wykorzystywane do nasłuchów. Wtedy klub jeszcze nie posiadał licencji, byliśmy na etapie organizowania się. Z kolei już kilka lat później, kiedy zdałem egzamin i starałem się o wydanie znaku wywoławczego, musiałem osobiście stawić się w lokalnym posterunku Milicji Obywatelskiej, gdzie zrobiono ze mną dokładny wywiad, a wcześniej funkcjonariusz MO wypytywał o mnie wszystkich sąsiadów. I wreszcie aby uzyskać licencję, składając podanie musiałem także przedłożyć świadectwo o niekaralności (które wcześniej musiałem uzyskać z sądu). A to i tak nic… Znam przypadki krótkofalowców warszawskich, którzy – z powodu swoich poglądów – mieli problemy z odzyskaniem licencji i sprzętu po zniesieniu stanu wojennego. Zdecydowanie nie tęsknię do tamtych lat. Czas biegnie, wszystko idzie do przodu, staram się czerpać z nowości tyle, ile jestem w stanie i ile, moim zdaniem warto z nich czerpać.

Jednak trafiając na taką pamiątkę jak „Malyj atlas mira” nachodzi mnie refleksja, że wiele rzeczy, które robimy, kiedyś miało więcej „ludzkiej twarzy”. Chociażby zakup transceivera… Najpierw sprzedający musiał się wykazać, aby sformułować ogłoszenie i opublikować je w jednym z niewielu dostępnych pism. Później potencjalny nabywca zwykle musiał zadzwonić i szczegółowo omówić sprawę. Czasem w grę wchodziła także korespondencja zwykłą pocztą. Trzeba było napisać list, opisać temat  – dołożyć cząstkę siebie. Wreszcie zwykle – jeśli transakcja dochodziła do skutku – trzeba było jechać osobiście po urządzenie.

Taki list, jaki otrzymałem od Mirka SP7RFB to przejaw takiej „ludzkiej twarzy” krótkofalarstwa. Tak sobie myślę, że to jest aspekt, który był i jest dla mnie jednym z najważniejszych elementów tego wspaniałego hobby. Mirek SP7RFB musiał włożyć trochę wysiłku, aby przesłać do mnie informację o transceiverze – tylko po to, aby być wobec mnie fair.

Czasy i technologie się zmieniają. Emisje FT8 czy FT4 wkroczyły w krótkofalarski świat i wiele osób zarzuca takim łącznościom to, że są to łączności komputera z komputerem, a udział człowieka ogranicza się do włączenia komputera, radia i uruchomienia odpowiedniego programu. Łączności mogą „same się robić”, nawet jeśli nie ma nas przy radiu. Trudno odmówić racji tym zarzutom.

Z drugiej strony te nowoczesne emisje nieco nas wszystkich zrównały… Kiedyś, aby usłyszeć dalekie stacje trzeba było naprawdę bardzo się postarać, szczególnie na niskich pasmach. Także obecnie ekstremalnie trudne do zrobienia podmioty DXCC wymagają określonego nakładu pracy i czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że granica trudności się przesunęła. Posiadając w miarę dobrą antenę, nawet w warunkach miejskich, można obecnie nawiązać łączności z wieloma DXami, o których przed nastaniem emisji FT w warunkach miejskich można było tylko pomarzyć albo mieć wiele szczęścia.

Ja sam bardzo lubię emisje FT i wykorzystuję je praktycznie codziennie. Każdą łączność „przeklikuję” samodzielnie, nie używam do mojej pracy na pasmach programów, które pozwalają na całkowicie bezobsługowe podawanie CQ i logowanie kolejnych łączności. Co więcej, w zdecydowanej większości moich łączności emisjami FT/FT8 sprawdzam na qrz.com, kim jest krótkofalowiec, z którym właśnie nawiązałem QSO. Wiem, wiem… Czasem może to być tylko komputer tego krótkofalowca, ale mimo wszystko… Myślę, że postępuję właśnie w ten sposób, ponieważ ta „ludzka twarz” krótkofalarstwa pozostała dla mnie najważniejsza.

To samo dotyczy zawodów krótkofalarskich, którymi się ogromnie pasjonuję. Oczywiście ważne są wyniki – po to starujemy w zawodach. Jednak równie ważne, a z upływem lat dla mnie coraz ważniejsze, są spotkania z kolegami z zespołu, którego jestem członkiem. Razem pracujemy w zawodach, razem pracujemy przy antenach i utrzymaniu stacji, wymieniamy się wiedzą i doświadczeniami. Każda możliwość wspólnej pracy: czy to w zawodach czy przy utrzymaniu stacji to dla mnie trochę, jak święto.

Myślę, że warto zawsze zwracać uwagę na coś, co nazywam tutaj „ludzką twarzą” krótkofalarstwa. Zdaję sobie sprawę, że nawet przeprowadzanie łączności można zautomatyzować i „odczłowieczyć”. Nie neguję tego zjawiska. Po prostu pewnych nowinek technologicznych nie używam. Jednak przyjmuję jako fakt, że każdy z nas może na to patrzeć zupełnie inaczej.

Tak czy owak chyba warto, abyśmy – niezależnie od wykorzystywanych technologii i ciągłego postępu – nie zapominali o ludzkiej stronie krótkofalarstwa.

A propos… Trasceivera TS-510 w końcu nie kupiłem od Mirka SP7RFB. Z czasem zapomniałem o całym wydarzeniu. Aż do pierwszych dni maja 2023, kiedy zupełnym przypadkiem znalazłem wysłużony „Malyj atlas mira”. To skłoniło mnie także do refleksji nad upływem czasu. Pamiętam, że w 1992 roku zacząłem gromadzić swój krótkofalarski dorobek. Z podziwem patrzyłem na stacje z polskiej DXowej i contestowej czołówki. Z czasem wiele tych osób osobiście poznałem. Sam mam blisko 330 potwierdzonych podmiotów DXCC i osiągnąłem kilka dość istotnych wyników w międzynarodowych zawodach. I wreszcie dzisiaj, w 2023 roku, z pewnym zaskoczeniem stwierdzam, że z racji stażu pracy już kilka lat temu mógłbym zapisać się do SP-OTC.

Pozdrowienia dla wszystkich, którzy doczytali do końca te osobiste wspominki. Tekst niespodziewanie nieco się wydłużył, ponieważ podczas pisania wspomnienia nieco wymknęły się spod kontroli.

Tomek SP5UAF

 

Liczba komentarzy: 1

  • Dobrze napisałeś Tomku-tak było, jeszcze pamiętam 🙂 Podobnie, jak z książkami, jest ze starymi fotografiami na papierze.Ciekawe, czy za n-lat przeglądanie plików wzbudzi takie wspomnienia. 73, Jarek SP4XD

    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *